W stajni było pięć boksów, w których stały konie, pojedynczo albo po dwa, a takich stajni było chyba z dziesięć. Basia nigdy nie widziała tylu koni jednocześnie. Niektóre podchodziły do drzwi i wyciągały głowy w ich kierunku, inne zupełnie nie okazywały zainteresowania. Niektóre były ogromne jak góra, o wiele większe niż Maciek, inne znowu były niewielkie, takie w sam raz, dla Basi. Były białe i czarne, ale najwięcej było brązowych, a wszystkie piękne jak z obrazka. Basia już sama nie wiedziała, które jej się najbardziej podobają. Wiedziała już, że na białe, takie jak ten, na którym jeździł Filip, mówi się siwe. Inne kolory też, miały swoje nazwy, ale na razie postanowiła o to nie pytać, żeby pani Sylwia nie pomyślała sobie, że Basia niczego o koniach nie wie, tym bardziej, że już się chyba wygłupiła z tą lonżą.
- To jest koń, na którym będziesz dzisiaj jeździć - Sylwia otworzyła wielkie drzwi do boksu. Basi biło serce, całkiem nie wiadomo dlaczego, bo przecież się nie bała. No, może odrobinkę. W boksie stały dwa konie. I do tego obydwa brązowe. Basia spojrzała pytająco na Sylwie.
- Ten mniejszy nazywa się Panna Migotka, ale mówimy do niej po prostu Migotka. Taka maść, kiedy koń jest brązowy i ma czarną grzywę i ogon tak jak te konie tutaj, nazywamy gniadą. Ta druga nazywa się Mała Księżniczka, tutaj masz szczotkę i zgrzebło - Sylwia odpowiedziała Basi na wszystkie pytania, zanim ta zdążyła je zadać, i podała woreczek ze szczotkami. Basia otworzyła woreczek i zaczęła wyciągać jego zawartość. Oczy robiły jej się coraz większe i większe. Była tam duża szczotka włosiana w kształcie elipsy, plastikowa z tysiącem maleńkich plastikowych igiełek i jeszcze coś, co kształtem przypominało szczotkę włosianą, ale było całe z gumy. Do tego jeszcze zakrzywione haczyki, metalowa tarka, pędzelek i jeszcze...
- Nie martw się - Sylwia patrzyła na Basię jak gdyby doskonale rozumiała, że ilość przyborów do czyszczenia nieco dziewczynkę przeraża.
- Na razie będzie ci potrzebna tylko szczotka, zgrzebło i kopystka - Sylwia podała jej oprócz szczotki metalową tarkę i zakrzywiony haczyk.
- Pamiętaj, że zgrzebło metalowe w żadnym wypadku nie służy do czyszczenia konia, a jedynie do czyszczenia szczotki! A kopystką wyczyścimy kopyta. - Basia nie miała pojęcia, że czyszczenie konia jest zajęciem tak trudnym. Sylwia cierpliwie pokazywała jeszcze raz i jeszcze raz. Pokazywała, jak trzymać szczotkę i zgrzebło, a jak nogę przy czyszczeniu kopyt. Basia zapamięta te lekcje na zawsze. Będzie ją sobie przypominać, pucując swoje konie przed przeglądem na zawodach, albo kiedy sama będzie objaśniać tajniki czyszczenia następnym matołom.
Nie wyprzedzajmy jednak faktów. Wtedy, broń Boże, nie uważała się za matoła, a brak umiejętności nadrabiała zapałem.
- Dobrze, na razie wystarczy - zawyrokowała Sylwia, kiedy Basia była już całkiem mokra z wysiłku.
- Chodź, poszukamy jakiegoś toczka i przyniesiemy siodło. - Weszły do wielkiego pomieszczenia, na drzwiach którego wisiała tabliczka ''Siodlarnia". Na jednej ścianie wisiały same siodła, tak dużo, że trudno byłoby je policzyć. Przy pozostałych ścianach stały rzędy szaf. Sylwia otworzyła jedną z nich i wyciągnęła prawdziwą dżokejkę, taką samą, jaką mieli wszyscy jeżdżący na ujeżdżalni.
- Ja nie musze mieć dżokejki, jeszcze nie jeżdżę tak dobrze jak tamci - Basia chciała być grzeczna i nie sprawiać zbyt wielu kłopotów.
- Musisz, musisz. To nie jest żadna dżokejka, tylko toczek lub, jeśli wolisz, kask i nie służy do ozdoby, ale ma chronić głowę, gdybyś przypadkiem spadła z konia. Nie wolno jeździć bez toczka. - Basia znów była szczęśliwa, że coś musi. A swoją drogą, przydałoby się tu jakieś lustro.
Sylwia zabrała siodło, pęk jakichś pasków (to chyba zakłada się koniowi na głowę) i długi bat, taki sam, jak ten, którym węglarz bił Maćka, albo jeszcze dłuższy.
- Czy to naprawdę będzie konieczne? - Basia myślała, że tylko węglarz może używać takich potwornych narzędzi, a ktoś tak sympatyczny jak pani Sylwia nigdy nie bije koni.
- Co czy będzie konieczne? - Sylwia nie rozumiała pytania.
- Ten bat - odpowiedziała Basia nieśmiało, bo za nic nie chciała, żeby pani Sylwia pomyślała, że się wymądrza - może konik będzie grzeczny i nie trzeba go będzie bić.
- To jest bat do lonżowania, a nie do bicia koni - Sylwia znów była wyraźnie rozbawiona - u nas nie bije się koni. Bat służy do pokazywania koniowi tempa, w jakim ma chodzić na lonży. Chodźmy do stajni. - Basia odetchnęła w duchu. Nawet zrobiło jej się wstyd, że pomyślała o pani Sylwii takie rzeczy. Dalej jednak nie wiedziała, co znaczy „na lonży". Przychodziły jej do głowy przeróżne pomysły, ale żaden nie wydawał się wystarczająco dobry. Szła za panią Sylwią i miała nadzieję, że zaraz się dowie.
- Potrzymaj - Sylwia podała Basi siodło i otworzyła boks. - Musisz dokładnie przyglądać się, jak ja to robię, bo niedługo sama będziesz musiała siodłać.-
To wszystko było trochę jak sen. Stała obok najprawdziwszego konia, trzymała najprawdziwsze siodło, na głowie miała prawdziwy toczek i wyglądała chyba tak jak ci wszyscy ludzie jeżdżący na ujeżdżalni. Za chwilę miała wsiąść na konia i miało się spełnić jej największe marzenie. Ciekawe, czy już dzisiaj też będzie skakać przez przeszkody?
- Popatrz - Sylwia nakładała Pannie Migotce na głowę pęk pasków, który przyniosła z siodlarni - ogłowie chwytasz mniej więcej w tym miejscu i wciągasz koniowi na głowę. Drugą ręka na otwartej dłoni podajesz mu wędzidło. Porządny koń powinien wziąć wędziło do pyska. Gdyby nie chciał, możesz nacisnąć mu palem w tym miejscu. Możesz się nie bać, tutaj koń nie ma zębów. Kiedy weźmie wędzidło, podciągamy jeszcze wyżej i przekładamy przez uszy. Niektóre konie boją się o uszy, dlatego należy to robić bardzo delikatnie. Teraz zapinamy ten pasek i gotowe. Wiesz już jak?
- Chyba wiem, ale nie tak całkiem - Basia za nic by się teraz nie przyznała, że nie miała pojęcia, jak Sylwia to zrobiła
- Będę musiała jeszcze poćwiczyć.
- Będziesz, będziesz! Ale tak naprawdę nie jest to takie trudne. Teraz siodło - Sylwia wzięła siodło od Basi, polożyła koniowi na szyi i zsunęła do tylu. Popatrzyła przez chwilę krytycznie i powtórzyła manewr ponownie.
- Nigdy nie wolno przesuwać siodła w stronę głowy - powiedziała, patrząc na Basie.
- Zapamiętaj, to bardzo ważne - Ważnych rzeczy do zapamiętania było już dzisiaj okropnie dużo, a przecież nie zaczęło się jeszcze najważniejsze.
- Dobrze, idziemy - Sylwia podała Basi wodze - końcówkę trzymasz w lewej ręce, a prawą ręka chwytasz przy pysku. Nie tak blisko, musisz jej dać trochę więcej luzu, o tak. Teraz stań trochę z boku i uważaj, żebyś nie podstawiła koniowi nogi, bo się może przewrócić.
- Żartuje pani - Basia za nic w świecie nie chciałaby zrobić koniowi krzywdy.
- Oczywiście, że żartuję - roześmiała się Sylwia - gdybyś szła przed koniem, mógłby nadepnąć ci na nogę, a to bywa bolesne. Idziemy. - Ruszyły. Trudno powiedzieć, czy to Basia prowadziła Migotkę, czy Migotka Basię. Sylwia zamknęła drzwi do boksu przed nosem drugiemu koniowi, a ten zarżał. Migotka odpowiedziała rżeniem, podnosząc do góry głowę i wyrywając Basi wodze z prawej ręki. Rżenie koni jest bardzo piękne, ale kiedy koń zarży tuż koło ucha i do tego wyszarpnie wodze, to nawet najodważniejszy by się przestraszył, a już na pewno taki najodważniejszy, który prowadzi konia pierwszy raz w życiu.
- Nie bój się - spokojny głos Sylwii dodał Basi otuchy - idziemy na kółko - dodała, wskazując ręką ogrodzony niewielki placyk w kształcie koła. Basia myślała, ze dołączy do pozostałych jeźdźców na ujeżdżalni, ale skoro Sylwia kazała, to można tez na „kółko". Okazało się to jednak nie takie proste. Migotka ponownie zarżała i nie zwracając najmniejszej uwagi na Basię, ruszyła w stronę ujeżdżalni, na której ciągle jeździło kilka osób.
- Przytrzymaj ją troszkę - Sylwia podbiegła do Basi i chwyciła zdecydowanie za wodze - ciągnie do innych koni, to normalne. Musisz być bardziej zdecydowana, wtedy koń ci ustąpi i będzie robił to, co ty chcesz.
- „Hetta wio - łatwo powiedzieć" - pomyślała Basia, ale zebrała w sobie całe zdecydowanie, na jakie było ją w tej chwili stać, i rzeczywiście pomogło. Koń bez sprzeciwów poszedł za nią. Weszły na „kółko" i Sylwia zasunęła drag w przejściu, żeby koń nie mógł stamtąd wyjść.
- Teraz stań tyłem do konia, weź wodze do obu rak i przerzuć mu przez głowę - Sylwia pokazała jak, po czym przełożyła je z powrotem i pozwoliła spróbować Basi. Ta wzięła wielki zamach, wodze przeleciały nad głową konia i opadły mu na szyję.
- Udało się za pierwszym razem! - Basia była z siebie bardzo zadowolona.
- Udało się, rzeczywiście, ale gdyby to był jakiś inny koń, to łapałybyśmy go zapewne w drugiej wsi - roześmiała się Sylwia - nie można koniowi wymachiwać przed nosem. Wodze musisz przerzucać energicznym, ale krótkim ruchem. Dobrze, wsiadamy - Basia tysiące razy widziała na filmach kowbojskich, w jaki sposób wsiada się na konie. Złapała obiema rękami za siodło, podniosła prawą nogę i usiłowała trafić w strzemię. Nie było to jednak łatwe, a do tego śmiech za plecami mówił, ze coś jest nie tak. Zrezygnowała więc z dalszych prób i spojrzała na Sylwie.
- Nie tak szybko - Sylwia pogłaskała Basię po głowie - popatrz, gdyby nawet udało ci się włożyć tę nogę, którą próbowałaś, to musiałabyś siedzieć głową do ogona. Tak jeździli tylko bracia Marks, a tobie mogłoby być odrobinę niewygodnie. - Sylwia wzięła Basię za ramiona i przestawiła do prawidłowej pozycji.
- Stajemy lewym bokiem do konia. Lewą ręka chwytamy wodze lekko napięte, żeby koń nie ruszył w czasie wsiadania, i jednocześnie chwytamy się siodła tutaj z przodu. To miejsce na siodle nazywa się przednim łękiem. Prawą ręką podtrzymujemy strzemię i wkładamy do niego nogę, ale lewą. O, tak. Następnie prawą ręką, która nie musi już podtrzymywać strzemienia, łapiemy za tylny łęk siodła. O, tak. Odbijamy się prawą nogą i dopiero wsiadamy - Sylwia popchnęła Basię lekko i dziewczynce udało się wsiąść. Uczucie było dziwne. Najgorsze, że zupełnie nie miała się czego trzymać, a cała pewność siebie gdzieś się zapodziała.
- Dobrze - Sylwia stała obok konia i wydawała się dziwnie mała - wodze zwiążemy w węzeł, bo nie będą ci na razie potrzebne. Gdybyś traciła równowagę, chwycisz się za grzywę. Zapniemy lonżę i zaczynamy - Basia doznała nagłego olśnienia! Lonża to długi pasek, na którym Sylwia zapięła konia. Stanęła w środku koła. Do drugiej ręki wzięła długi bat.
- No, Migotka, dalej - usłyszała Basia i koń ruszył.