- Dobrze - Filip sprawiał wrażenie zrezygnowanego - wyczyścicie jutro moje konie. Jeżeli będą wyczyszczone jak na przegląd, posmaruję wam siodła klejem przed jazdą.
Wstał i poszedł do swojego pokoju. Dziewczynki zaczęły piszczeć, podskakiwać i całować się z radości. Świetnie to rozegrały. Filip miał cztery konie. Crazy, Hetmana, Sukcesa i Furię - wszystkie siwe. Dziewczynki wiedziały z opowiadań, jak ma być wyczyszczony koń na przegląd na zawodach. Na siwym koniu nie mogło być najmniejszej żółtej plamki. Kopyta musiały być wysmarowane specjalnym
smarem i wyglansowane jak buty.
Czyszczenie zajęło im w sumie trzy godziny. Najpierw czyściły Sukcesa i Hetmana, bo na tych koniach Filip miał jeździć przed południem, a później Crazy Girl i Furię.
Filip miał ciężkie życie ze swoimi siwymi końmi. Pan Mikołaj wciąż miał do niego pretensje, że konie są źle wyczyszczone, a kiedy był zły, kazał wracać do stajni i czyścić jeszcze raz. Filip tak naprawdę, nie był synem pana Mikołaja, tylko siostry pana Mikołaja - pani Dominiki - ale pan Mikołaj mówił do niego „synu" i bardzo go kochał. Uwielbiał chwalić się umiejętnościami Filipa i puszył się jak paw, kiedy ktoś to potwierdzał. Dzień wcześniej odwiedził pana Mikołaja jakiś jego stary znajomy. Pili kawę na tarasie i patrzyli na trening.
- A tam jeździ mój Filip - powiedział w pewnym momencie pan Mikołaj, pokazując na drugą stronę ujeżdżalni. Znajomy pokiwał głową i rozmawiali dalej. Kiedy Filip podjechał bliżej, znajomy powiedział:
- Naprawdę nieźle jeździ, ale mógłby czasem wyczyścić konia..-
Pan Mikołaj, który siedział tyłem do koni, gwałtownie się odwrócił. Spojrzał na Filipa z bliska. Ci, którzy go dobrze znali, poznaliby od razu, że musi być wściekły, bo zrobił się czerwony i zaczęły mu drgać policzki. Filipowi też wystarczyło jedno spojrzenie, żeby wiedzieć, ze zbliżają się kłopoty. Pan Mikołaj odwrócił się z powrotem do znajomego. Mówił coś o liczbie koni, które Filip jeździ w wakacje, ale kiedy tylko znajomy wyjechał, krzyknął na cały klub:
- Filip! - i poszedł do swojego gabinetu. Filip wiedział, że w takich sytuacjach lepiej nie przeginać, ale nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi. Wszedł do gabinetu i na wszelki wypadek zrobił minę cierpiętnika.
- Słuchaj! - pan Mikołaj dalej był czerwony ze złości - ostatni raz najadłem się za ciebie wstydu! Jeszcze raz wyjedziesz na brudnym koniu, to więcej na niego nie wsiądziesz. Na twoje konie jest kolejka chętnych, sprzedam wszystkie! Za chwilę wyjeżdżam, wrócę pojutrze około południa. O dwunastej zrobię przegląd twoich koni, nie chciałbym być w twojej skórze, jeśli zobaczę choćby jedną żółtą plamkę! - trzasnął drzwiami i wyszedł.
Filip stał jeszcze przez chwilę. Na myśl o pucowaniu czterech siwych koni w jedno przedpołudnie przeszły mu po plecach ciarki. Wiedział, że jeżeli czegoś nie wymyśli, będzie kiepsko. Brzuch go już bolał ostatnio dwa razy, na głowę Mikołaj też się pewnie nie nabierze. Chyba naprawdę trzeba będzie wyczyścić.
Następnego dnia - na szczęście, w ostatniej niemal chwili - przyszedł mu do głowy szatański pomysł z klejem do ćwiczebnego kłusa. Jeszcze nie wiedział, jak z tego wybrnie, ale na razie najważniejsze było to, żeby konie były czyste na przyjazd Mikołaja. Nie miał najmniejszej ochoty wysłuchiwać jego krzyków. Hetman, Sukces i Furia były gotowe. Najwięcej kłopotów dziewczynki miały z Crazy. Filip ciągle był niezadowolony, a one już nie miały sił. Dwie czyściły, a dwie odpoczywały, oparte o ściany boksu. Co chwila zmieniały się i co chwila pytały Filipa, czy wystarczy.