- Zwyczajnie! - odpowiedziała Karolina z irytacją w głosie - najpierw się na nich obrażę, a jeśli to nie pomoże, będę grała z nimi w „pomidora".
- Dobrze się czujesz? - Paulina nie była pewna, czy Karolinie nie odbiło -
- Normalnie - Karolina była zdziwiona, że Paulina nie zna podstawowej metody przełamywania oporów rodziców - odzywasz się do nich tylko jednym zdaniem. Zapytają cię, czy jesteś głodna, odpowiadasz. „Ja chce zostać". Zapytają, czy nie jest ci zimno, odpowiadasz: „Ja chcę zostać". Zapytają, czy już się spakowałaś, odpowiadasz: „Ja chcę zostać". I tak dalej, aż się zgodzą. Zawsze skutkuje.
- Na moich nie podziała - powiedziała z żalem Agnieszka - na tatę by podziałało, ale on i tak na wszystko się zgadza, gorzej z mamą.
- Ja może spróbuję najpierw zwyczajnie poprosić- myślała intensywnie Paulina - a jak nie pomoże, będę musiała się rozchorować.
- Tak na zawołanie? - Agnieszka ciągle nie umiała wymyślić metody na swoją mamę.
- No - Paulina chichotała jak zwykle - jak czegoś bardzo chcę, kładę się do łóżka i dostaję gorączki. Im większa gorączka, tym mama szybciej się zgadza, tylko potem muszę dzień czy dwa poleżeć.
- A skąd bierze ci się gorączka? - Agnieszka uznała chorobę za niezły pomysł.
- Nie wiem. Jak potrzebuję, to mam - Paulina znów się zaśmiała.
- Wczoraj słyszałam, jak pan Paweł powiedział o tobie "„Krecik" - Karolina nagle zmieniła temat - kiedy patrzę, jak się śmiejesz, to wiem dlaczego.
Basia wyszła z pokoju. Nie chciało jej się już słuchać pomysłów na przekonywanie rodziców. Przypomniała sobie przedwakacyjną rozmowę z mamą. O tym, że należy się cieszyć z tego, co się ma, o tym, że inne dzieci w ogóle nie wyjeżdżają na wakacje. Wiedziała, że będzie mogła raz w tygodniu przyjeżdżać, ale wiedziała też, ze nie można nauczyć się jeździć, jeśli jeździ się raz w tygodniu. Nie próbowała nawet zatrzymać łez, które kapały bez opamiętania, czuła, ze koszulka robi się coraz bardziej mokra. Stała tak przez chwilę przed domem i myślała, że świat jest strasznie niesprawiedliwy. Nie miała ochoty wracać do pokoju, bo dziewczyny zaraz zaczną pytać, co jej się stało, a za nic nie przyznałaby się, że im zazdrości. Nie drogich toczków, bryczesów czy prawdziwych wysokich butów, ale koni, które im rodzice na pewno prędzej czy później kupią, tego, że będą mogły tu być, jak długo tylko będą chciały.
Noc była jasna. Basia nawet nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się przy boksie Miniaturki. Klacz nie spała, stała w kącie i jadła siano. Kiedy zobaczyła stojącą przy drzwiach Basię, podeszła i wyciągnęła nos do dziewczynki. Obwąchiwała przez chwile jej twarz, aż w końcu dotknęła językiem słonego od łez policzka, jak gdyby chciała jej te łzy otrzeć. Basia nie mogła już jeździć na Miniaturce. Matylda nie dawała nawet Basi stępować Miniaturki. Mówiła, że nie może jeździć na niej byle kto, bo później nie będzie jej mogła na zawodach ,, upchnąć". Basia nie wiedziała zbyt dokładnie, co znaczy „upchnąć" i dlaczego może stępować wszystkie inne konie, a Mini akurat nie? Starała się jednak nie wchodzić Matyldzie w drogę. Nie wiedziała, dlaczego Matylda jej nie lubi, ale od jakiegoś czasu przestała się nad tym zastanawiać. Do Miniaturki chodziła po kryjomu, kiedy Matylda jeździła na innych koniach. Przynosiła jej różne smakołyki, czyściła ją, bo klacz bardzo to lubiła, i opowiadała jej swoje tajemnice. Teraz też weszła do boksu. Miniaturka natychmiast zaczęła szukać nosem kieszeni, w której zawsze cos dla niej było. Nie zawiodła się i tym razem. W kieszeni były „smaczki da koni" kupione za pieniądze, które dostała od mamy na lody. Zamknęła boks i usiadła przy żłobie.
- Widzisz koniku - powiedziała do nachylonej nad nią klaczy - jutro muszę wyjechać i nie wiem, kiedy znow przyjadę. Może Matylda będzie ci przynosić teraz smaczki... - dodała, choć wiedziała, że Matylda o wiele chętniej używała bata niż cukru.
W stajni było cicho, słychać było tylko, jak konie gryzą siano i od czasu do czasu szum wody w poidle. Miniaturka zjadła już cały zapas smaczków i wróciła do swojego siana. Basia siedziała i patrzyła na ukochanego konia, łzy znowu zaczynały jej płynąć. Czasami wycierała twarz ręką, ale to nic nie pomagało, ciągle napływały nowe. Nie chciała wracać teraz do pokoju, bo po co? Na pewno nawet nikt nie zauważy, ze jej nie ma. Komu ma tu na niej zależeć i dlaczego? Basia czuła się nieszcześliwa. Łzy coraz bardziej zaklejały jej oczy, w końcu przestała płakać. Zasnęła.
Obudziły ją jakieś krzyki. Z trudem otworzyła oczy. Było jej zimno i okropnie niewygodnie. Za nic nie mogła sobie przypomnieć, gdzie jest i co tu robi. Jacyś ludzie biegali gdzieś blisko, co chwila ktoś wykrzykiwał jej imię. Potrząsnęła głową, żeby się obudzić, powoli wracała pamięć.
- Natalka i Romek, jedźcie w stronę rzeczki, Filip z Matylda na łąki, tylko nie galopujcie po ciemku - to chyba krzyczał pan Mikołaj - Paweł, weź Jeepa i jedź w stronę miasta, zabierz telefon. Marta, dzwoń do jej mamy może jakimś cudem jest w domu. Dziewczyny, przejdźcie jeszcze raz po stajniach, może siedzi w którymś boksie. Baaasia!!!
Zdaje się, że to jej szukali. Pan Mikołaj jest chyba bardzo zły. To koniec, więcej do klubu nie będzie mogła przyjechać. Powoli wstała, wyjrzała przez kraty boksu. Chciała krzyknąć: „Tu jestem!", ale jej się nie udało, zakaszlała tylko.
- Panie Mikołaju! Panie Mikołaju! Jest tutaj! - to Karolina z Pauliną wbiegły do stajni.
- Zaczekajcie! - pan Mikołaj krzyknął do pozostałych i wbiegł za dziewczynkami. - Dziecko, jak ty wyglądasz!
- krzyknął na widok umorusanej i zapuchniętej od płaczu Basi - co się stało?
- Nic - odpowiedziała i łzy znowu zaczęły płynąć potokiem.
- Nie wyj, tylko powiedz, co się stało, czemu płaczesz? - pan Mikołaj otworzył drzwi do boksu, wszedł i przytulił dziewczynkę.
- Bo muszę jutro wyjechać- chlipała po cichutku Basia.
- Tak? - zapytał z niedowierzaniem pan Mikołaj - z tego, co ja wiem, masz zostać do końca wakacji. Rozmawiałem dzisiaj z twoja mamą, zgodziła się. Szedłem ci to powiedzieć, kiedy się okazało, że zginęłaś. Wszyscy cię szukają.
- Do końca wakacji ?! - Basia nie mogła uwierzyć.
- Na razie do końca wakacji, a co będzie dalej, zależy już tylko od ciebie.