Część III
I
Pożegnanie było bardzo smutne. Pierwsza musiała wyjechać Agnieszka, następnego dnia Krecik. Żółwik zaraz po zdjęciu gipsu wyjechał nad Adriatyk, rozruszać zastaną rękę w słonej wodzie. Miała wrócić za trzy tygodnie, żeby dopingować wszystkich w czasie mistrzostw. Krokodyle łzy są maleńkie w porównaniu z tymi, które wylewały dziewczynki. Obietnicom, że nigdy o sobie nie zapomną, nie było końca. Wszystkie miały oczywiście wrócić zaraz po wakacjach i już wszystkie weekendy spędzać razem w klubie. Do końca życia!
Wyjechali też ludzie z obozu. Klub zmienił się nie do poznania. Nikt nie wyjeżdżał w teren, a Karolina i Basia jeździły już razem ze sportowcami na ujeżdżalni. Sabrina też trenowała rzetelnie i powoli wracała do dawnej formy. Codziennie miały trzy, a czasem cztery jazdy, nie przepuściły też żadnej okazji, żeby występować komuś konia. Atmosfera w klubie robiła się coraz bardziej gorąca. Słowo "Mistrzostwa" było odmieniane we wszystkich przypadkach od rana do wieczora. Nie rozmawiało się już prawie o niczym więcej.
Karolina z wielkim zapałem uczyła się skakać. Niemal codziennie skakała przynajmniej na jednym, czasem na dwóch koniach. Basia już galopowała na ujeżdżalni i bez problemu potrafiła rozpoznać, z której nogi koń galopuje, wiedziała też, na którą nogę powinno się anglezować.
Co dają odznaki jeździeckie >>poczytaj<<
Dni były upalne, ale już nie takie długie jak w czerwcu czy w lipcu; wieczór przynosił wyraźną ulgę, a czasem robiło się nawet zimno. Po wieczornym karmieniu wszyscy razem zasiadali do kolacji, która ciągnęła się nieraz do późnej nocy. Kiedy robiło się chłodno, pan Grzesiu rozpalał w kominku i wtedy było naprawdę cudownie. Rozmowy toczyły się oczywiście wyłącznie wokół koni. Albo ktoś coś wspominał, albo snuło się jakieś plany, zawsze jednak było niezwykle ciekawie i bardzo wesoło. Matylda zdawała się zaakceptować dziewczynki, rozmawiała już z nimi normalnie i prawie nie była złośliwa. Pytały ją o wszystko, a Matylda coraz chętniej i bardziej wyczerpująco im odpowiadała. Przy kolacji siadały koło niej i dzięki temu zawsze udawało im się przeciągnąć godzinę pójścia spać. Wystarczyło, że kiedy pan Mikołaj znacząco patrzył na zegarek, Matylda poprosiła: "Jeszcze chwileczkę!", a on zwykle się zgadzał. Siadanie obok Matyldy miało jeszcze tę wielką zaletę, że kiedy na kolacji byli jacyś goście, a zdarzało się to bardzo często, wszystkiego można się było od niej o gościu dowiedzieć. Matylda wiedziała wszystko o wszystkich.
Któregoś wieczoru, kiedy zasiadali do kolacji, przed dom zajechało wielkie auto. Na szoferce miało napis "Konie sportowe", a na bocznej ścianie namalowanego wielkiego skaczącego konia. Pani Marta i pan Mikołaj, wyraźnie zadowoleni, wyszli przed dom powitać gości. Filip pobiegł za nimi.
- To chyba ktoś ważny? - zapytała Karolina Matyldę, zdziwiona, że wszyscy zerwali się tak gwałtownie.
- No, to pan Michał i Piotrek - Matylda jak zwykle w takich chwilach przybrała wszystkowiedzącą minę - czasem prowadzi nam treningi, a Filip często jeździ do niego z końmi. Piotrek to jego syn. Jest trenerem kadry.
- Kto!? Piotrek!? - Basia zrobiła wielkie oczy,
- Pan Michał, głuptasie! - roześmiała się Matylda - Piotrek jeździ jeszcze w grupie A, pan Mikołaj mówi, że w tym roku wygra Mistrzostwa.
- W grupie A to tak jak Sabrina! - Karolina była zadowolona, że zaczyna powoli rozumieć, o co chodzi w tych grupach - czyli ma najwyżej jedenaście lat?
- No - potwierdziła Matylda, poirytowana nieco, że Karolina mówi o rzeczach oczywistych jak gdyby odkrywała Amerykę.
- Jak pan Mikołaj może mówić, że Piotrek wygra Mistrzostwa, skoro o Sabrinie mówił to samo!? Sama słyszałam! - Basia była oburzona.
- Mistrzostwa każdy może wygrać - Matylda przybrała ton, jakim mówiła pani Marta, kiedy coś im tłumaczyła - ale nie chce mi się wierzyć, żeby Sabrina po prawie dwóch miesiącach przerwy wygrała z Piotrkiem, który trenuje codziennie. Pan Mikołaj chciałby, żebyśmy wszyscy wygrali!
- A ty wygrasz? - Karolina była jak zwykle konkretna.
- Chciałabym - w głosie Matyldy nie było jednak jej normalnej pewności siebie - konie są przygotowane super, ale żeby wygrać, trzeba przejechać cztery parkury i nie zrobić żadnego błędu, a potem jeszcze może być rozgrywka na czas. Chciałabym wygrać - dodała po chwili.
- Ja słyszałam - Karolina zaczęła mówić szeptem - jak pan Mikołaj mówił do pani Marty, że w grupie B mamy pewne złoto, i że Berek jest w tej chwili najlepszy w Polsce, a pani Marta powiedziała, że też tak myśli!
- Pani Marta też? - dla Matyldy zdanie pani Marty było jednak bardziej wiarygodne - i co jeszcze mówiła?
-Że w tym roku wygrałaś najwięcej konkursów - Karolina cały czas mówiła szeptem, mimo że nikt nie zwracał na nie uwagi.
Matylda tylko westchnęła. Kiedy zaczynało mówić się o Mistrzostwach, coraz częściej czuła, że coś ściska jej żołądek.
Do jadalni wszedł uśmiechnięty mężczyzna, pani Marta i pan Mikołaj. Filip z Piotrkiem pobiegli do pokoju chłopców, a Adaś ruszył natychmiast za nimi.
- Dobry wieczór!- powiedział pan Michał, patrząc na dziewczynki - widzę, że ekipa wam się powiększa!
- Na to wygląda - pan Mikołaj spojrzał na nie porozumiewawczo - w przyszłym roku startujemy we wszystkich grupach!
- Ty jak zwykle jesteś już w przyszłym roku ! - roześmiał się pan Michał, siadając przy stole - a w tym roku? Ty
Matylda, czym jedziesz?
- Berkiem i Miniaturką? - Matylda spojrzała pytająco na panią Martę, bo przecież nie było jeszcze oficjalnej decyzji. - Uuu! To grupę B macie wygraną! - pan Michał zwykle z nimi żartował, ale teraz powiedział to zupełnie poważnie.
Pani Marta skinęła twierdząco.
- Coście się wszyscy dziecka czepili! - pani Marta była wyraźnie poirytowana - wygra nie wygra! Ma po prostu dobrze pojechać! A jak będziecie ją wszyscy ciągle stresować, to w końcu skaszani! - dodała, prawie krzycząc.
Matylda poczuła wdzięczność. Chciała wygrać, ale oczekiwania wszystkich coraz bardziej jej ciążyły.
- A ty Sabrinka? - pan Michał zrozumiał chyba złość pani Marty, bo natychmiast zmienił temat - trenujesz pilnie? Jak
tam Tip Top?
- Świetnie - Sabrina nigdy się nie stresowała - dzisiaj zaplotłam mu warkoczyki - dodała, jak gdyby warkoczyki były
na Mistrzostwach najważniejsze.
Co jest potrzebne do zrobienia warkoczyków? >>zobacz<<
-To świetnie - pan Michał zawsze wszystkich traktował poważnie.
- A gdzie chłopcy? - Pani Grażynka doniosła dodatkowe nakrycia - może by zjedli najpierw kolację?
- No, dobrze by było! My będziemy musieli zaraz jechać! - pan Michał spojrzał na zegarek - Filip gotowy? - zapytał panią Martę.
- Jasne! Już od południa. Zawinie tylko konie, ale może niech rzeczywiście zjedzą najpierw kolację. Basia, pobiegnij do pokoju chłopców i powiedz, że mają tutaj zaraz przyjść.
Basia wstała natychmiast.
- I czym Filip jedzie? - zapytał pan Michał, kiedy już wszyscy zasiedli z powrotem do stołu.
- Jeszcze nie wiem - pani Marta zrobiła bezradną minę - na pewno Crazy.
- To oczywiste, ale co bierze drugiego?
- Tego właśnie nie wiem, najlepiej, żebyście zabrali wszystkie trzy do ciebie. Myślę, że Crazy nie ma sensu starto- wać teraz w Rybniku, więc na tych zawodach wystartuje Hetmanem i Furią. Tam się spotkamy i zadecydujemy.
- To rozsądne - pan Michał pokiwał z aprobatą głową - bierzecie też jakieś konie do Rybnika?
- Jasne! Cały autobus - roześmiała się pani Marta - Paweł dwa, Matylda dwa, chcę, żeby Sabrina wystartowała jesz- cze przed Mistrzostwami, bo ostatnio nigdzie nie startowała, no i... - spojrzała na Karolinę i urwała w pół zdania, uśmiechając się tylko tajemniczo.
Karolina jednak zupełnie tego nie zauważyła, zajęta czarnymi myślami, które nachodziły ją tym częściej, im bliżej było do wyjazdu. Tak bardzo by chciała nie musieć nigdzie wyjeżdżać, tylko przygotowywać się wraz z innymi do wyjazdu na zawody do Rybnika, nie mówiąc już o Mistrzostwach. Zazdrościła Filipowi, który przez cały rok ma konie, i nawet kiedy wyjeżdża na wakacje do pana Michała, też zabiera ze sobą konie. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że Filip jej zazdrości jeszcze bardziej i z radością oddałby niejedne zawody za dwa tygodnie w Tunezji. No, mistrzostw to oczywiście nie.
- Jesteście nareszcie - powiedział pan Michał, kiedy z łoskotem przybiegli chłopcy - Filip, gotowy jesteś?
- Tak, tylko nie wiem jeszcze, co mam zabrać? - odparł Filip, patrząc pytająco na Martę.
- Crazy, Furię i Hetmana - padła odpowiedź.
- Wszystkie trzy?! Mieliśmy chodzić na basen!
- Nie martw się - uśmiechnął się pan Michał - do południa załatwimy jazdy, a po południu możecie nie wychodzić z basenu. A poza tym, co chcesz zabrać na Mistrzostwa?
- No właśnie nie wiem - zafrasował się Filip.
- No to właśnie musimy się dowiedzieć - odparł pan Michał, nieco go przedrzeźniając - kończcie jeść i zawijajcie
konie, musimy już jechać.
- Pomożesz mi? - zapytał Filip Piotrka, kiedy tylko zjedli.
No jasne padła natychmiast odpowiedź.
- Ja też ci pomogę! - Adaś nie chciał zostawić chłopców ani na chwilę.
- Ty sobie możesz... - zaczął Filip, ale przerwał natychmiast, kiedy tylko spojrzał na Mikołaja - ... iść oczywiście mi pomóc - dokończył, nie chcąc ryzykować awantury tuż przed wyjazdem.
Transport konia - jak się przygotować? >>poczytaj<<
Dziewczynki pobiegły za nimi. Basia i Karolina nie widziały jeszcze, jak "zawija się konie". Basia wyobrażała sobie nawet, że bierze się długi bandaż i bandażuje całego konia, tak że wystają mu tylko uszy i nos. Ale zawijanie na tym nie polegało.
Filip wyprowadził wszystkie konie na korytarz i przywiązał do kraty boksów. Zniknął na chwilę w siodlarni i wrócił z trzema dużymi pakunkami w różnych kolorach. Każdy z pakunków położył obok jednego konia. Podszedł do Crazy i rozwiązał taśmę, którą związany był pakunek czerwony. Pakunek rozpadł się na cztery mniejsze i piąty całkiem mały.
- To są ochraniacze transportowe - powiedział, widząc trochę zdziwione, a trochę zaciekawione miny dziewczynek - to zakładamy na nogi konia. Te proste na przód, a te wygięte na tył, ten mały rulonik zakładamy na ogon i taśmami mocujemy do szyi.
Nie wiesz jak wyglądają ochraniacze transportowe dla koni? >>tutaj możesz zobaczyć różne rodzaje ochraniaczy<<
Wziął pierwszy ochraniacz, ukląkł obok konia i zawinął ochraniacz na przedniej nodze, po czym sprawnymi ruchami zapiął rzepy. W ten sam sposób błyskawicznie zabezpieczył kolejne nogi, założył jeszcze ochraniacz na ogon i poklepał konia po zadzie.
- Gotowe! - uśmiechnął się do dziewczynek - coście tak wybałuszyły oczy?
- Trochę śmiesznie wygląda - odpowiedziała Basia.
- Jak kot w butach - dodała Karolina - po co się tak robi?
- W transporcie koń zawsze może się gdzieś o coś uderzyć, chodzi o to, żeby nie uszkodził sobie nogi.
- A to na ogonie? Żeby sobie nie uszkodził ogona? - Karolinie wydało się to zabawne.
- Zgadłaś! Nie ma się z czego śmiać! W aucie konie często opierają się zadem o ścianę i wycierają sobie ogony. Gdy- byś nie założyła ochraniacza, mogłabyś wyprowadzić z auta konia bez włosów w ogonie. Ciekawe, jak by koń sterował nad przeszkodami bez ogona?
- Filip! - Karolina tupnęła nogą ze złości, że znowu próbuje się z nich nabijać.
- No dobra! - Filip dał za wygraną - ale przyznasz, że śmiesznie wygląda koń bez ogona?
- No, jak Traper - Karolina przypomniała sobie konia, na którym jeździła Matylda, i który miał tylko kilka włosów w ogonie.
- Mniej więcej.
Jak dbać o ogon konia i co może Ci się przydać? >>zobacz<<
W tym samym czasie Piotrek założył ochraniacze Hetmanowi, a Matylda Furii. Kiedy do stajni wszedł pan Michał konie były gotowe.
- Dobra, ładujemy - usłyszeli, a pan Michał odwrócił się na pięcie i ruszył przodem w kierunku auta.
Dziewczynki były bardzo ciekawe, jak konie dostaną się do tego wielkiego samochodu, tym bardziej, że nie było żadnych drzwi ani schodów. Drzwi na szczęście nie były potrzebne. Okazało się, że część ściany (tej, na której namalowany był koń) otwiera się, tworząc pochylnię aż do ziemi. Po tej pochylni konie wchodziły do auta jeden za drugim, mimo że było bardzo stromo. Między końmi pan Grzesiu zakładał specjalne ścianki, więc każdy koń jechał sobie w osobnej przegrodzie.
W aucie jechały już dwa inne konie, które zaczęły rżeć, kiedy po trapie wchodziły konie Filipa. Po chwili rżały już wszystkie.
- Chyba się witają - powiedziała Basia, nieco przejęta niezwykłym dla niej widokiem.
- Tak! Muszą się sobie przedstawić - uśmiechnął się pan Michał i pogłaskał Basię po głowie - odsuńcie się - dodał i na- cisnął czerwony guzik obok trapu. Trap zaczął się powoli podnosić i już po chwili skaczący koń na ścianie auta znowu był cały i nikt by nie przypuszczał, że przed chwilą tamtędy weszły do środka prawdziwe konie.
- Jedziemy - powiedział pan Michał, podając rękę pani Marcie i panu Mikołajowi.
- Młody, wiesz? - zapytał pan Mikołaj, żegnając się z Filipem
- Wiem, wiem! - odparł szybko Filip, nie mając ochoty wysłuchać jeszcze przed wyjazdem monologu na temat zachowania, porządku itd.
- No! Pamiętaj! - dodał pan Mikołaj, podnosząc do góry wskazujący palec, ale było widać, że sam nie ma ochoty na żadne monologi.
- To widzimy się w sobotę w Rybniku? - zadała jeszcze na koniec retoryczne pytanie pani Marta.
- Jasne - odpowiedział pan Michał, zatrzaskując drzwi szoferki.
Auto ruszyło powoli w stronę bramy. Ze środka wydobył się straszny rumor, jak gdyby wszystkie konie się poprzewracały.
Basia spojrzała wystraszona na pana Mikołaja.
- Nie bój się - usłyszała odpowiedź, zanim zdążyła zadać pytanie - muszą złapać równowagę na ruchomej podłodze.
Zaraz się odpowiednio ustawią i dalej pojadą już spokojnie. One podróżowały już wiele, wiele razy. A teraz do spania, już późno.
c.d.n